Jakoś przetrwaliśmy podróż, Ania spała, ja stałem na korytarzu skutecznie utrudniając przejście każdemu chętnemu. Tym razem nie próbowałem powtarzać manewrów Adasia Miauczyńskiego z "Dnia Świra". Tego typu wrażeń już mi wystarczy na razie.
W Szczecinie gorąco. Złapałem się na tym że prawie dwa tygodnie nie mokłem na deszczu, pewnie w Anglii odrobię zaległości w tym zakresie.
Przez te parę dni zanim wróciłem do krainy deszczowców spotkałem się z przyjaciółmi i znajomymi. Było miło, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Musiałem wracać do UK i prozy tamtejszego życia emigranta.