W autobusie nie było tłumu. Moje czułe zmysły odnotowały fakt, iż tym razem bagaż nie jest znakowany przez kierowce, który jest taki trochę za bardzo wyluzowany. Każdy je wrzucał jak popadnie do luku bagażowego w tym wehikule. Ten fakt kilka godzin później zaważył na moim samopoczuciu. Oczywiście nie ma klimatyzacji i tym podobnych dupereli, ale sadowimy się z Anią na przedzie naprzeciwko siebie, tak aby mieć po dwa miejsca do spania.
Na granicy litewsko - polskiej kontrola. Celnik wszedł do autobusu, obejrzał paszporty i miałem nadzieję, że pojedziemy dalej, ale tak dobrze to nie było. Musieliśmy wysiąść z autobusu, ponieważ ktoś przemycał dwie torby pełne papierosów, w tym jedną ponad metrowej długości. Celnicy zaczęli swoje dochodzenie pytając się czyj to bagaż jak wszyscy wysiedli na zewnątrz i zabierali swoje bagaże. Właściciela trefnego towaru nie ma. Fajnie. Stoimy po cienku, jeden wpadł na pomysł aby każdy otwierał swój bagaż i pokazywał co ma... Mniej fajnie bo zapowiadało się na małe dochodzonko i zabawę w panów detektywów a to jak wiadomo potrafi potrwać. Panowie powiedzieli żeby pójść z powrotem do autobusu i czekać aż ruszymy dalej. Zastanawialiśmy się z Anią, ile będziemy tam stać, lecz mimo tego wyciągnąłem z tego pozytywną okoliczność. Nie jest źle - powiedziałem do Ani - To nie jest zima :-D
Po dwóch godzinach ruszyliśmy dalej, nie znaleźli właściciela tych sztang papierosków co mnie akurat nie zdziwiło. Zdziwiłbym się gdyby znalazł się frajer co by powiedział "To moje" skoro bagaż nie jest oznakowany jak to miało miejsce w naszych wcześniejszych kursach. Reszta podróży minęła spokojnie oprócz zmiany panów kierowców - drugi kiero był jakiś dziwny bo nawet się nie przywitał - pewnie uznał że nie ma po co. No i stawaliśmy gdzieś tam bo jeden typ chciał się odlać, a jak wrócił to chciał abyśmy poczekali bo on sobie chce zapalić. Zrezygnował po solidnym proteście przedniej części autobusu. Ludzie mają jednak poryte we łbach. Dzięki takim oto brakującym ogniwom w teorii Darwina nie zdążyliśmy na express do Szczecina.
Warszawa zachodnia - trafiliśmy na dworzec Polskich Kolei Państwowych czyli w skrócie PeKaPe. :D Rany to miejsce wyglądało jak żywcem wyjęte z czarno-białego filmu z czasów wczesnej komuny. Przy kupowaniu biletów, mnie się walnęło i zacząłem kwestię po angielsku, pani na mnie spojrzała nic nie rozumiejąc a potem Ania już nam kupiła bilety. Farta mieliśmy że miała złotówki bo nie działał terminal, czyli nici z płacenia kartą. Znaleźliśmy pociąg pośpieszny i na myśl o spędzeniu w tymże wehikule czasu 8-9 godzin zrobiło nam się niedobrze. W expressie byłoby to jakieś 5,5 godziny. Później skontastowałem, że dobrze iśmy się spóźnili, bo Ani nie wystarczyłoby złotówek na bilety w expressie. :(