Do Trok (po litewsku Trakai) położonych na zachód od Wilna udaliśmy się autobusem z dworca autobusowego. Dostać się tam jest bardzo łatwo, autobusy kursują tam często a podróż trwa 35-40 minut. Koszt bodajże 2 lity.
Troki a w zasadzie Nowe Troki to miasteczko zamieszkałe przez licznych Polaków - około 20% populacji, jak się okazało w czasie naszego pobytu, wielu ludzi tam mówi po polsku. Należy dokonać rozróżnienia na Nowe i Stare Troki, ponieważ wieś Stare Troki leży kilka kilometrów od miasteczka i to jest właśnie dawna stolica Litwy.
Zamek w Trokach znajduje się na końcu miasteczka że tak powiem, znajdując plan utwierdziliśmy się w przekonaniu, iż wiedza którą już posiadamy jest właściwa. Trzeba iść przez całe miasteczko, najpierw ulicą Gedimino gatvė, następnie ta ulica przechodzi w Vytauto gatvė, która przechodzi w Karaimių gatvė. Nigdzie nie skręcamy, ulica sama nieco skręca, idziemy do przodu bez kombinowania, chociaż i tak nie bardzo da się zgubić. :P
Troki są ośrodkiem mniejszości karaimskiej - mieszka tutaj około 100 Karaimów. Drewniane różnokolorowe domy Karaimów można zobaczyć po drodze w całej długości miasteczka. Dla nas to była atrakcja, ponieważ obecnie rzadko się już takie domy widuje a jeszcze rzadziej widuje się takie miasteczka jak Troki. Karaimowie to nieliczna grupa etniczna, wyznająca własną religie podobną do religii żydowskiej, stąd ich największe skupisko znajduje się w Izraelu. W Trokach - dawnej stolicy Litwy, Karaimów osiedlił książę Witold w XIV i XV wieku. Można spróbować karaimskiej kuchni czy kupić pamiątki, my jednak nie skorzystaliśmy wówczas z okazji.
Aby dojść na zamek trzeba przejść przez most i małą wyspę z której to przechodzi się na kolejny most i widać zamek w całej jego okazałości. Wygląda dość podobnie do zamku w Malborku, tyle ze jest malutki w porównaniu z tamtym. Weszliśmy na dziedziniec, potem po zakupieniu biletów (10 litów za jeden) zwiedzaliśmy ekspozycję w budynku znajdującym się po zachodniej stronie dziedzińca (po lewej). Ekspozycja ciekawa, ale nie powalająca - denerwujący jest fakt, iż prawie wszystko po litewsku i mało objaśnień po angielsku.
Przeszliśmy przez dziedziniec do najstarszej części zamku, która w średniowieczu leżała na odrębnej wyspie, obecnie jest tam zasypana fosa. Wchodzimy przez bramę mijając jakichś turystów z południa Europy i zwiedzamy w środku - ekspozycja ciekawa, powiem że takiej jeszcze nie wiedziałem. Jest także wirtualna prezentacja jak wyglądał zamek na przestrzeni wieków - z niej się dowiedzieliśmy iż w XVIII wieku był prawie cały zniszczony, ale w XX wieku go odbudowano. Dlatego dziś nie zwiedza się ruin jak to często za zamkach bywa. Ogólnie ten zamek przypomina zamek w Malborku tylko jest od tamtego kilkakrotnie mniejszy.
Po wyjściu z zamku zakupiliśmy prezenty z bursztynu dla bliskich i usiedliśmy czegoś się napić. Miłym aspektem jest fakt, iż wielu miejscowych ludzi mówi po polsku, lepiej lub gorzej. Jako że pogoda była ładna, postanowiliśmy się przejść przez miasteczko ale nie główną ulicą tylko wzdłuż brzegów jeziora. Drewniane domy karaimskie są czymś czego się jeszcze nie widziało, więc głównie o tym rozmawiamy.
Z Troków pojechaliśmy z powrotem do Wilna autobusem z takiej zapyziałej stacji.