Brno to stolica Moraw, schedę te przejęło po Ołomuńcu, kiedy tamto miasto zniszczyli Szwedzi w XVII wieku.
Miasto ma typowo wielkomiejski charakter co widać po starym mieście, którego kamienice mają po kilka kondygnacji. Dodatkową atrakcją jest zamek leżący bodajże na zachód od starówki, nazywał się Spilberk - zbudowano go na wysokim wzgórzu, ale mimo może umknąc uwadze w gąszczu zabudowy, trza się tam pofatygować bezpośrednio aby zobaczyć zamek w całej jego krasie. Brno posiada dwa rybki co jest pewnego rodzaju ewenementem. Poza tym masa piwiarni i restauracji - to właśnie tam poszliśmy do jednej z piwiarni napić się piwa z Czechami i zjeść knedliki, których jeszcze żeśmy nie kosztowali. Klimat na tyle niezły, że do dziś pamiętam te piwiarnie niedaleko jednego z rynków... Tylko moja rozczochrana nie pamięta jak się ta piwiarnia nazywała. Do tego na starówce można pooglądać rożne galerie i tym podobne dziwy, oraz popatrzeć na dziełka miejscowych artystów. No słowem jest klimacik i to właśnie chodzi.
Miasto ma bardzo ciekawą historię - w każdym bądź razie już w pierwszej połowie XI wieku istniał tam gród założony przez Brzetysława. Miasto szybko otrzymało prawa miejskie a zamek zaczęto stawiać już w XIII wieku. Najciekawsze jest to ze miasto dwa razy oparło się Husytom podczas ich najazdów w pierwszej połowie XV wieku.
Tutaj nocowaliśmy w jednej z piwiarni na jakimś poddaszu, piwo lało się strumieniami :-)
Po atrakcjach Brna ruszamy następnego dnia koło południa pociągiem do Breclavia, aby stamtąd dostać się do Wiednia. Powiem tylko tyle że pojechaliśmy za późno...