Do Wojcieszowa dotarliśmy rano pekaesem i na kacu. Paweł chciał dojść do jakiegoś pałacu czy gdzie tam i powiedział nam że to jest dość daleko.
Poszliśmy więc idąc otępiali przez kaca. Po kilku kilometrach otępienia mimo marszu stan nasz nie uległ poprawie, sytuacja też nie - nie znaleźliśmy Pawłowego pałacu czy czego tam ani nie ustąpił kac. Przeszliśmy sobie kilka kilometrów, ot tak dla widoków na okoliczna górki, jakby tego nam ostatnio brakowało.
Kac trzymał twardo i nie zamierzał ustępować polu po płukaniu złota to jest gardeł.
Autochtoni bacznie się nam przyglądali... Co my robimy w ich zacnej miejscowości.
Złapaliśmy autobus do Kowar.