No wysiadam z samolotu a tu szok którego się spodziewałem. Deszcz i do tego jest zimno. Welcome in England usłyszałem od jednej pani z tyłu... Welcome, welcome - pomyślałem, tylko czemu nie dość, że pada to jest tak cholernie zimno?
No nic, pozbierałem się jakąś z tą świadomością że jestem tu z powrotem, skompletowałem wokół siebie swoje klamoty po czym zadzwoniłem do Jareckiego, zaczekałem na niego aż mnie zabierze. Przyjechał, gadka szmatka, jedziemy do Manchu.
Taka fabryczna smuta ten Liverpool...