Kosmoport w Eindhoven jest mały, rzekł bym bardzo mały i przypomina dworzec autobudowy. Aha, nie ma bankomatu więc jak nie masz fufu, to wal do miasta. No nic szybko się z niego wydostałem, zamówiłem taxi i kazałem jechać pod wskazany adres, co nie było łatwe dla pana taksówkarza. Po dotarciu na miejsce i uiszczeniu opłaty w wysokości około 40 euro za przejazd mogłem dołączyć do znajomych. Potem już sie zaczęło typowe życie na stażu, czyli różne ciekawe zajęcia niekoniecznie związane z uprawianiem sportu. W zasadzie to były głównie zajęcia mało związane z uprawianiem sportu... :D
Któregoś dnia poszliśmy na miasto pooglądać jak się prezentuje typowe holenderskie miasto. No i tak - jest ładne, czysto i schludnie, nie to co w Anglii. Podobało mi się tam, ale jest jeden mankament - można bowiem odnieść wrażenie że wszystko jest sztucznie, nie naturalne. Budynki podobne do siebie, prawie niczym się nie różnią jeden od drugiego, dobrze utrzymane i zadbane. Podobało mi się ale czy to jest fajne miejsce do życia? Trudno orzec.
Eindhoven to miasto przemysłowe, tu skupia się przemysł elektroniczny na czele z Phillipsem, to widać zresztą w architekturze miasta jak się jest w centrum. Miałem okazję troszkę pojeździć autobusami na lotnisko i muszę powiedzieć że to miasto mimo jego przemysłowego charakteru jest ciekawe architektonicznie.
Holendrzy to sympatyczni ludzie, nieźle mówią po angielsku, typowym international English, zrozumiałym na całym świecie ale niekoniecznie w UK. :P Do tego miejscowi pomagają zbłąkanemu turyście.
Piwo nie warte wydawanych na nie pieniędzy. Po prostu jest niedobre, takie sikacze jak angielskie cidery, wypić można, ale ma mowy o tym to zapamiętać smak. Jedzenie, którym tam karmią nie jest niedobre, ale ma jedną wadę - brakuje mu wyraźnego smaku. Zatem żarcie mają jak z fabryki.