Manchester jak to Manchester. Jedno wielkie skupisko sklepów mniejszych i większych do którego na dobrą sprawę można się przyzwyczaić. Za każdym razem jak z niego wyjeżdżam robię to bez żalu :-) Tym razem jednak byłem podwójnie ciekawy naszego - mojego i Pawła celu podróży - Wyspy Man. O tej wyspie coś się czasami słyszało, ale to były takie urywki, że prawo mają specyficzne i swoje własne, że mają własne znaczki pocztowe, że żyją tam bezogoniaste koty i tym podobne ciekawostki nie tworzące jednego akapitu.
Warto zatrzymać się chwilę przy posiadanym przez nas sprzęcie turystycznym. Mieliśmy ubrania i bieliznę, jedzonko (jak się potem okazało za dużo), aparaty (w Pawłowym szlag trafił baterię, ale mój spełnił swe zadanie), piwo (jak się potem okazało za mało - ja sześć a Paweł dziesięć), ja miałem parasol (jak się wkrótce potem okazało jego okres przydatności był bardzo krótki) a Paweł miał do tego magiczną torbę, w której nosił magiczne przedmioty jak mapy, piwo itp. - bardzo przydatną :-) Sprzęt jak sprzęt, najważniejsze były dobre humory.