Następnego dnia (wtorek) po wrażenie dnia poprzedniego zdecydowaliśmy się na zdecydowaną zmianę klimatów. Naszym celem było zobaczenie czegoś więcej niż tylko bajkowych zamków.
Nie mieliśmy sprzętu do łażenia po górach, więc w rachubę wchodził tylko wjazd kolejka linową. Aby trafić na stację kolejki linowej Tegelbergbahn idąc lub jadąc ze Schwangau nie potrzeba wielkich trudności - myśmy wyszli z hotelu, poszliśmy w lewo, następnie skręciliśmy w Tegelbergerstraβe. Wszystko, włącznie ze stacją na szczycie jest bardzo dobrze widoczne ze Schwangau. Tegelbergerstraβe należy iść do końcu, przejść przez mostek i będzie stacja kolejki linowej, odległość za Schwangau - pół godziny spaceru.
Cena biletu za wjazd na górę to 17,5 euro, ze zniżką za Gästekarte (Ostallgäu) było 17 euro. :P Wagoniki są kilkunastoosobowe, ale wygodne. Kolejka ma długość 2146 metrów i wznosi się na wysokość 1720 metrów nad poziomem morza - różnica wysokości wynosi 892.5 metra. Niezłe nachylenie co jest odczuwalne. Kolejka nie buja i w ogóle nie ma perturbacji typu mdłości.
Na szczycie jest restauracja i przystań dla narciarzy, myśmy akurat napotkali motolotniarzy. Jest odczuwalna różnica temperatur.
Poszliśmy na krótką wędrówkę podchodząc jeszcze wyżej, naszym celem był krzyż umieszczony na szczycie, ale z powodu braku odpowiedniego obuwia oraz braku kondycji i zapału u części ekipy zrezygnowaliśmy. Spędziliśmy nieco czasu na podziwianiu widoków, wypiliśmy herbatę i zdecydowaliśmy że musimy udać się na Marienbrücke aby obejrzeć zamek Neuschwanstein od tej popularnej strony, że tak to wyrażę. No i jeszcze się nieco poporuszać :P
Widoki z góry zapierają dech w piersiach - z jednej mamy łańcuchy gór, im dalej na południe tym wyższe a drugiej widok na równinę poprzecinaną niskimi wzgórzami i plamami jezior. Alpy nie mają pogórzy tak jak to miejsce w polskich górach, one wyrastają wprost w niebo. Granica pomiędzy dwoma światami jest bardzo ostra co w pełni mogliśmy zauważyć u góry. Warto było wjechać na górę.